Przesyłam trochę ciepła prosto z serca


Tak bardzo starałam się zwrócić na siebie waszą uwagę. Szczególnie twoją. Odpowiedzi brak, uczuć brak, siły też, więc na dobrą sprawę mogłoby mnie już nie być.
Ale jestem. Jestem i patrzę na to wszystko co się dzieje. I zupełnie nic z tego nie rozumiem.
Chciałabym się zastosować do powiedzianego dobitnie "umieraj stąd" ale nie mogę. W sumie to wcale nie chcę.


Mogę patrzeć z wyrzutem ale przecież nie o to chodzi
Nie wiem już zupełnie gdzie jestem. 
Wiem jednak, że nie chcę zostać z wielką raną po lewej stronie i być zupełnie sama. Dlatego chwytam co tylko mogę i staram się jeszcze widzieć na oczy
The littlest things that take me there
I know it sounds lame but it's so true
I know it's not right, but it seems unfair
The things remind me of you

Sometimes I wish we could just pretend
Even if only for one weekend
So come on, tell me
Is this the end?


cudze piosenki mówią za mnie
jeszcze zima ptaki chudną. nie ma mnie tu duch ciało opuścił.

to wciąż ja ale jakbym szła w nicość

Już nigdy nie będzie tak samo. Nigdy nie będziemy oglądać zachodzącego słońca tak promienni i jaśniejący. Nie dla nas cisza i wzajemności, nie dla nas podstawy miłości. Nie nam ochrona od powietrza, głodu, ognia i wojny. Nam śmierć niespodziewana i nagła. Bezsenne, dokuczliwe chwile i naręcze spojrzeń wymienionych z sufitem. I nieustanne pragnienie stałości.

(Chociaż dream it - wish it - do it i nigdy nie wiadomo co się wydarzy)
Są chwile, w których mogłabym pomyśleć, że powinno być inaczej, niż jest. Mimo wszystko staram się tego nie robić. Nie żałować. Nie czuć żalu, pogardy do samej siebie, ani tęsknoty (choć piosenka Edyty Geppert też nie jest jakąś szczególnie szczęśliwą opcją, z Edith Piaf zrozumiałabym się lepiej).

I znów wróciłam do punktu wyjścia. Mam za sobą setki historii... Nie zapominając o dawnych i obecnych jej elementach, ani o tym, że owa historia - jakąkolwiek by nie była - lubi się powtarzać, oraz biorąc pod uwagę, że fortuna kołem się toczy, wiem, że zbliża się moja kolej. Na różne płonne nadzieje. Na wzloty. Na to, co przekazywane między słowami i dobre.

Jak długo takie przekonanie potrwa tym razem? Kto wie, a tymczasem...

... na mnie już pora.
Obracam się i zmieniam kolory jakbym była częścią kalejdoskopu. Kolor żółty - na zawołanie. Czerwony - proszę bardzo. Niebieski - o niebieski nikt nie prosi, usuwamy. Zielony - tak, zielony jak najbardziej. 
Co mi po tym
Z zewnątrz nie wygląda to tak źle, widać może delikatny ubytek w strukturze. Ale wewnątrz... rozsypałam się w drobny mak, ja, posklejane szkiełko, nie umiem być znowu cała. 

Nie mogę powiedzieć, że moje życie po tym jednym specjalnym wydarzeniu przewróciło się do góry nogami. Wtedy mogłabym podnieść się i naprawić to, co zepsute. Ale co mam zrobić, skoro czuję że nie ma dla mnie ratunku? Że jedyne co mogę zrobić to przeczekać, bo i tak nie mogę rozwiązać ani naprawić problemu który pojawił się w przeszłości (choć teraźniejszości pazurami się trzyma).

I jak iść dalej, z głową podniesioną do góry i z jasnym spojrzeniem? Kiedy mam wrażenie że nigdy już nic nie będzie takie samo. Nie mogę uwierzyć, że ta świadomość trafiła we mnie dopiero teraz.

Potrzebuję bohatera. Takiego, który rozświetli noc, zrozumie mój ból i zaopiekuje się mną tak jak to możliwe. Żebym urosła znowu i miała siłę. Tak bardzo mi jej brakuje. 
Prawo Murphy'ego głosi: wszystko co może pójść źle pójdzie źle. Ale może tak trudno nie będzie? Ostatecznie chciałoby się dobrze, lżej i miło. Co jednak jeśli nie wychodzi? Co jeśli jest czarno-biało, szarości niewiele a kolorów o tak wiele mniej niż dotychczas?
To duże pytania jak na jeden raz. I niepasujące do schematu CO-JAK-PO CO-DLACZEGO. Pozostaje jedno, najważniejsze: i co teraz?
 
There'll be oats in the water
Będę też ja, strzyżąca uszami przy każdym ruchu
Nie będzie żadnego krytycznego punktu
Ani dna, na które trzeba opaść żeby się odbić

---------

Wycięli wszystkie jabłonki na jednej z moich niezmiennych tras w tym cichym i spokojnym mieście. Kiedy przechodzę obok miejsca, w którym rosły, kwitły i pachniały, serce mi pęka. Przecież właściwie były ze mną od początku. Rosłam z nimi. A teraz ich nie ma...
Zbyt mocno stoję na ziemi by można było mną poruszyć. Jednak to, co się teraz dzieje, jest jak huragan zewsząd i wdziera się we mnie maleńka wątpliwość na temat tego, kim jestem.
Mogę porównać siebie z kiedyś i siebie z teraz i widzę różnicę. Tyle czasu ogarniał mnie strach, że idę tam, gdzie was nie ma i nie mogę tego powstrzymać. Potem przyszło mi do głowy, że rzeczywiście nie można, ale to nie jest złe. Wszystko płynie. Ja płynę. Płyńcie ze mną i w moim kierunku.


Jakkolwiek by mną nie zawirowało - jestem tu i to wciąż ja.
Ostygłam troszkę, ale wciąż mam tę moc i nie do końca wiem co z nią zrobić. Zobaczę czy mam dość sił żeby nie zabrnąć w to za daleko, bo wiadomo, że nikomu nigdy mój chłód nie wyszedł na dobre...
Choć lód i śnieg wydają mi się najodpowiedniejszą opcją w obliczu ostatnich wydarzeń i często stoję tak blisko was wszystkich, jak elsa przy swojej siostrze w trakcie śpiewania piosenki.

I jeszcze: mam już swój zamek, może otworzę drzwi.
A może nie otworzę.



"Many are the stars I see but in my eye no star like thee"


Obija mi się o uszy ładnie i miękko i nie chcę przestawać słuchać. Tyle czasu minęło od czasu kiedy mi się chciało być tak, jak chce mi się teraz. Uśmiecham się do szyb w tramwaju, do chodnika i do odbicia w lustrze. A co najciekawsze - nie przeszkadza mi to!


Gdybym miała jeszcze ciebie po swojej stronie, a nie gdzieś za ścianą...Czuję się przez to trochę jak na karuzeli: raz w swoim świecie, a raz w twoim. I nie wiem już co mam zrobić, żeby było dobrze.





Archiwum