"Piratką jestem na obcych wodach".
Nie wszystkie wody są obce. Niektóre nie są bezpieczne. Kursuję wolniutko między jednym bezpiecznym brzegiem a drugim i dobrze mi z tym. Jeśli chcę (a chcę), mogę widzieć na różowo, niebiesko i złoto. Mogę śpiewać dodające otuchy piosenki. Mogę wypowiadać dobre słowa. Mogę śmiać się głośno, płakać cicho, iść i padać, z padłych - wstawać, śledzić gwiazdy i grać na skrzypcach.
No dobrze, nie gram na skrzypcach. Mogę udawać że to robię.

Słońce wstaje i ja razem z nim. Pędzę, gonię, patrzę, szukam - czego?
I jednak jestem tu jeszcze. Pływam, wiatr rozwiewa mi włosy, kicham i udaję że wcale nie. Śpię pod gwiazdami. I uparcie nie zauważam dziury pod moimi stopami.

Ostatnie niełatwe miesiące wiele mi dały. Nie sądziłam, że mogę wiedzieć o sobie więcej niż wiem. Nie sądziłam też, że mogłabym mieć tak silną pewność tego, że jestem warta wszystkiego co najlepsze. Trochę, troszeczkę, bardzo pomalutku - zaczynam być dla siebie. I to największy krok, jaki mogłabym zrobić.

Do końca sama nie potrafię pokazać, co takiego się zmieniło. Może to, że łatwiej mi akceptować swoje wybory. Może nie idę już jednocześnie w dwie strony. Poza tym wiem też, że moje starania się opłacają. I że się opłacą. Więc staram się mocniej.

Można powiedzieć, że to naprawdę wiosenny post. Mam nadzieję. Wciąż tańczę w ciemności - pewnie nigdy nie przestanę - ale nie oznacza to, że nie mogę się tym tańcem cieszyć, doskonalić go i wnosić w ciemność szczypty magii.