Chwila, kilka snów, i nagle mija kilka miesięcy życia. 

Dużo jest głosów, że 2020 powinien zostać odwołany, że taki bezwartościowy rok pełen ograniczeń. 

Dla mnie 2020 to rok rozwoju i pracy nad sobą. Kto wie, czy zdobyłabym się na odwagę i zmianę gdyby nie wszystkie sytuacje związane (pośrednio lub nie) z pandemią. Tymczasem w moim życiu jest teraz więcej spokoju i szczęścia. 

Czeka mnie zmierzenie się ze światem i ruszenie do przodu. Zabawne, myśleć że się stoi, zapominając, że czas nie czeka na nikogo... Myślę, że przez ostatnie lata pomiędzy odreagowywaniem (nie do końca) zakończonych obowiązków a podejmowaniem kolejnych zgubiłam gdzieś chęć do zmierzenia się z lękiem na temat tego, co dalej. 

No, to jestem. Mierzę się. Między mną i lękiem od lat trwa dość nierówna walka. Bywały czasy, w których lęk siedział u mojego boku i złymi radami wprowadzał zamęt w moim królestwie, Bywały też takie, w których zdawało się, że wygrywa. Często jest tak, że nakrywam mu stoliczek w kącie i siedzi sobie tam, zajęty frykasami, a ja mogę bez przeszkód działać. Czasami jednak wywraca stoliczek i ani się obejrzę, a już jest przy moim boku - wtedy musimy sobie poważnie porozmawiać.

Poza wyzwaniami - dużo szczęścia. Jestem jak kot, przemierzam przestrzenie swojego domostwa, by móc z pewnością wtulić się w pościel i dobre, pełne miłości ramię.