Bluer than velvet was the night

Nie dziwię się że są tacy, którzy nazywają swoje dzieci imionami, będącymi określeniami kolorów. Dla przykładu: Blue. Może to głupie, ale w myśl założenia, że imię nadaje jednostce znaczenie i charakter, trochę na kształt magicznego zaklęcia pieczętujący los nazywanej istoty, moje dziecko o imieniu Blue byłoby najszczęśliwsze na świecie. Załóżmy, że urodzone zostałoby w niebieskim kraju, w którym mi tak dobrze i swobodnie. Wychowane w wolności, niezależności i spokoju. Czy takie dziecko nie miałoby wielkich możliwości? Czy nie czułoby, że świat jest wyzwaniem do podjęcia?
Dzisiejszy dzień cały niebieski. Nadchodzącą noc zapowiedział różowo-błękitno-złoty zachód słońca.
Jest mi dobrze, jasno. Jest mi pięknie, w miłości. Nie czekam i nie tęsknię - po prostu jestem i dobrze mi tu.
Gdyby było mi jednak nieco smutno, pocieszyłabym się że być może kiedyś będzie mi tak na codzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz