Negatywu nie widać. Nie chcę szukać i zostawiam to jak mogę. Zamierzam być tą lepszą wersją. Zła chowa się bardzo głęboko.
A teraz będę szukać ciebie. Albo kogoś takiego jak ty.
Island blues
Wszędzie dookoła magia. Zamykam oczy i widzę granatowe, ciemne niebo. Czarny horyzont przechodzący wszelkimi odcieniami granatu w białe zakończenia oświetlone światłem księżyca. I płaską, zimną plażę.
Nie sądziłam, że tego nie miałam. Tej chwili ciszy. Dobrej ciemności, bez strachu.
Zastanowienia. Za czym gonię? Kogo wciąż szukam? I, przede wszystkim, przed czym uciekam?
Atmosfera tego miejsca wpływa na mnie pośrednio destrukcyjnie. Jest we mnie cisza i bardzo, bardzo głośno krzyczy. Słyszysz?
U innych kandydatów do przytulenia wciąż widzę i słyszę coś, co nie pozwala mi poprosić o to, o czym marzę. A marzę o cieple, które mnie naładuje i naprawi. O kimś, kto zrobi to bezinteresownie, a nie tak żebym poczuła, że muszę coś zrobić żeby było dobrze.
Póki co zewsząd trafiają do mnie tylko smutki, złości i brak życzliwości. I rośnie we mnie jeszcze większy brak poczucia własnej wartości. I tona wątpliwości co do mojego znaczenia, tego, jak jestem odbierana, tego co mówię i myślę.
Ratunku pomocy brakuje mi pewności i dobrych emocji jak witamin
Proszę tylko o trochę czasu. daj mi mój miesiąc, a kto wie, może będę szczęśliwsza niż teraz?
Podaj mi rękę i nie puszczaj proszę
Naprawdę jest mi tu dobrze. Przyzwyczaiłam się do twarzy, miejsc, wspomnień. Nie chcę się z nimi rozstawać. Nie chcę rozstawać się z wami.
Nikodem tak smutno płakał wczoraj. Myślałam że sama się rozpłaczę, Zizi.
Jeszcze chwila, jeszcze moment
Tyle na to czekałam, a okazuje się że bardzo trudno mi się rozstać
Odrobina przywiezionej magii nic nie zmieniła. Wydaje mi się, że nie przyjęła się w moim psychoorganizmie.
Wiem już przynajmniej czego będę szukać na nowej drodze życia.
Może duszy. Mózgu może
Może rozwiązania problemów
Wysoko nade mną unosi się i mam wrażenie, że powoli upada. Trochę szaroniebiesko, bardziej jednak ciemno i dziwnie. Wydaje mi się, że nasiąkłam tym każdym porem mojej skóry. Parzę się i nie reaguję na to wcale. Mogę dowieść swojej porcelanowej strukturze. W końcu po upadku potłukłam się cała, czyż nie tak było?
Sklejam się sama. Nie umiem usiąść wygodnie i czekać aż ktoś polepi i zlepi, choć tak wiele starań widzę. Przecież to ja lepię. Nie przyjmuję do zrozumienia, że tym razem nie mogę.
Ze swojej krainy wrócił mój stary dobry przyjaciel i przywiózł ze sobą trochę czarów.
Przenika cieniem pod moimi nogami.
To nieomylny znak, że będzie lepiej, nawet jeżeli teraz jestem bardzo nisko
I czym jest miłość, tu i teraz? Jakie właściwie ma znaczenie, kiedy biegnie się wciąż przed siebie bez sekundy na to, aby móc usiąść, wejść do innego świata, uśmiechnąć się i zamyślić dla samego piękna tej wyjątkowej chwili?
Ja dla piękna mogę znosić wszystkie trudności. Szkoda tylko, że piękno wydają na chwile. Błysk- piękna twarz. Błysk- piękny element. Błysk - piękno samo w sobie. Jak to wszystko znaleźć dla siebie?
Egzystencjalne pytanie na ostatni czas- JAK?
Czasami jest satysfakcja. Czasem bezpieczeństwo.
Tańczę w ogniu z możliwie największym zacięciem
Wydaje mi się że oprócz kręcenia się wokół własnej osi nie potrafię wykonać żadnego ruchu
Muszę z tym wszystkim już skończyć, bo żaden taniec nie daje mi radości
A tym bardziej spokoju.
Wiem, że jestem swoją jedyną przeszkodą. Nikt z was nie stoi mi na drodze tak jak ja. Nikt też, choć bardzo chciałabym wierzyć w optymistyczną wersję, nikt nie jest w stanie obronić mnie przed samą sobą. Z resztą- lepiej dla was byłoby bronić się przede mną indywidualnie.
Dobrze byłoby znaleźć czas. Położyć się na pomoście, w słońcu, posłuchać szumiącej wody i lasu dookoła i przemyśleć całe swoje życie od nowa. Czas jest tu elementem kluczowym, potrzebuję go i tęsknię za nim, jednocześnie uciekając od znalezienia go, co zawsze zdarza się w przypadku spraw, na których mi zależy.
To jest ten rzadko spotykany czas, w którym nie jestem zdesperowana, w depresji, smutna, pusta ani nadmiernie szczęśliwa. Można rozmawiać ze mną normalnie. Można poprzebywać ze mną spokojnie.
Wiem, że obecny stan nie potrwa długo. Choćby ze względu na mój planowany mały cudzy koniec świata. Obawiam się trochę, że im dłużej go odwlekam, tym trudniej będzie mi zrealizować zamierzenia. W związku z tym trochę strachów i trochę w tym tej prawdziwej, żywej mnie. Rzadko się pokazuję w tak odkrytej postaci.
Z nadmiaru dobrobytu przybrałam na wadze.
Stwierdzam że jak na siebie jestem gruba i jakoś nie umiem zmusić się do jedzenia.
Więc dziś już nie jem.
Rany, dlaczego tak jest że im bardziej mi zależy tym głupsze myśli mam w głowie. I tym mniej bezpieczna się czuję. Tym większą skłonność do alkoholu mam, dla zabicia przerażenia i samotności które odczuwam.
Do wymiotów skłonność też zwiększona, szczególnie jak pomyślę o was, ludzie.
Nie wiem czy dobrze robię jeśli chodzi o wszystkie niesamowicie ciężkie decyzje do podjęcia. Chciałabym tylko żeby było już po wszystkim, bez potrzeby zastanawiania się nad całą toną rzeczy stanowiących o moim życiu.